Biały dym uniesie się nad stadionem Barcelony. Z jednej strony będzie on oznaczał wybór nowego trenera. Z drugiej może być wywołany spalonymi szansami na odrodzenie klubu.
Real Madryt vs FC Barcelona podczas słynnego El Clásico – oglądaj TUTAJ w Pilocie WP!
Dotkliwa porażka z PSG stanowiła bolesne epitafium kadencji Xaviego. Wcześniejsza seria udanych wyników sprawiła, że istniał jeszcze temat pozostawienia trenera, który już kilka miesięcy wcześniej zapowiedział zejście ze sceny. Jedynie wymarzony sukces w Lidze Mistrzów byłby jakimkolwiek powodem, aby kontynuować tę współpracę. Ostatnia deska ratunku spoczęła na dnie, co zmusiło włodarzy do przyspieszenia procesu poszukiwania nowego szkoleniowca. I tu zaczynają się kłopoty.
Kiedy w styczniu Xavi oświadczył, że opuści klub, na dobre rozkręciła się karuzela potencjalnych następców. Jednego dnia faworytem miał być Hansi Flick, innym razem “Blaugrana” skłaniała się ku Thomasowi Tuchelowi, a w meandrach prasy przewijały się takie nazwiska, jak Julian Nagelsmann, Thiago Motta czy Imanol Alguacil. Wszystko wskazuje jednak na to, że żaden z doświadczonych menedżerów nie podejmie się pracy. Wybrańcem Laporty ma być Rafael Marquez, obecny trener klubowych rezerw. Jeśli nie nastąpi żadna niespodzianka, Barcelona znów zostanie oddana w ręce trenerskiego żółtodzioba.
Jaki to trener?
Niedzielnemu kibicowi Rafael Marquez może kojarzyć się wyłącznie z udaną karierą piłkarską i występami na pięciu mundialach. Jako trener 45-latek dopiero stawia pierwsze kroki. W lipcu 2022 roku trafił do Barcelony Atletic, gdzie otrzymał jedno konkretne zadanie – rozwój wychowanków. W pierwszym wywiadzie Meksykanin przyznał, że priorytetem będzie kształtowanie piłkarzy, a niekoniecznie awans na drugi poziom rozgrywkowy. Obiecał też pracować w zgodzie z niepisaną filozofią klubu.
– Jestem bardzo konkurencyjny, bardzo wymagający, staram się być perfekcjonistą. To dotyczy stylu, który wszyscy znamy, stylu charakterystycznego dla Barcelony, opartego na ofensywie, posiadaniu piłki – podkreślał wtedy w rozmowie z Ferranem Martinezem.
Niewiele zabrakło, aby już przy pierwszej okazji szlifowanie piłkarzy poszło w parze z wynikami. W ubiegłym sezonie rezerwy Barcelony znalazły się w strefie baraży, gdzie czekali rówieśnicy z Realu Madryt. Tamten dwumecz był małym podsumowaniem ostatnich poczynań seniorskich ekip. Katalończycy wygrali pierwszy mecz 4:2, mieli awans na wyciągnięcie ręki, ale “Królewscy” przeprowadzili wielką remontadę. W rewanżu rozbili “Blaugranę” 3:0, zostawiając zespół Marqueza w trzeciej lidze.
[–> [–>
– Rozgrywki, w których występujemy, są bardzo wymagające i skomplikowane. Mamy młodą drużynę w porównaniu z rywalami. Ale cóż, to część rozwoju, część procesu, który muszą przejść nasze dzieciaki, aby iść naprzód i mieć szansę na przejście do pierwszego zespołu. Jesteśmy ważną częścią klubu, ponieważ stąd pochodzą zawodnicy, którzy rozwijają się, podnoszą umiejętności i mogą aspirować do awansu – wytłumaczył trener na antenie ESPN. – Naszym głównym celem jest rozwój zawodników, a nie konkretny wynik czy to, żeby być na szczycie. Oczywiście, wyniki przychodzą, cieszymy się z tego powodu, ale musimy nadal pracować. Jeśli pierwszy zespół potrzebuje zawodników, musimy pomóc i kontynuować ten proces. Nie jest łatwo konkurować z tak wieloma młodymi zawodnikami, zatem to, co robimy, jest sporym osiągnięciem tej drużyny – dodał.
Drugi Pep?
W Barcelonie obowiązuje oczywiście ściśle ustalona hierarchia. Wyniki drugiego zespołu schodzą na drugi plan, jeśli prawidłowo funkcjonuje przepływ najbardziej utalentowanych zawodników. Tym bardziej można docenić wyniki podopiecznych Marqueza, którzy w ostatnich 13 meczach ponieśli tylko jedną porażkę. I to rywalizując bez Lamine’a Yamala, Fermina Lopeza czy Pau Cubarsiego, którzy formalnie mogliby grać w rezerwach, ale muszą pomagać pierwszej drużynie. Tym samym na zapleczu już tworzy się materiał na kolejnych piłkarzy, którzy mają wystrzelić za rok lub dwa. Niedawno Guille Fernandez pobił rekord Yamala i w wieku 15 lat 9 miesięcy i 13 dni został najmłodszym zawodnikiem, który wystąpił w Barcelonie B. Średnia wieku całego zespołu zwykle oscyluje w granicach 21 lat. Dla porównania, w przypadku pięciu poprzednich rywali ekipy Marqueza wynosi 26, 26, 23, 29 i 27 lat. Meksykanin musi wystawiać dzieciaki przeciwko starym wygom.
Największą wadą Barcelony Atletic pozostaje przeciekająca defensywa. W tym sezonie ligowym straciła już 36 goli, co jest dopiero 12. wynikiem w trzeciej lidze. Atak nadrabia jednak braki w tyłach, dzięki czemu wciąż mówimy o wiceliderze rozgrywek. Odważny styl, skłonność do rozwoju młodych piłkarzy i klubowa przeszłość sprawiają, że w katalońskiej przestrzeni medialnej Marquez zaczął powoli funkcjonować jako spadkobierca myśli Pepa Guardioli.
– “Guardiolista” i innowacyjny trener. Marquez, podobnie jak Pep, rozpoczął trenerską karierę w rezerwach Barcelony. Czerpie z tych samych źródeł, odkąd grał pod okiem Guardioli i niektóre z jego pomysłów kojarzą nam się z tym zespołem. W meczu z Sestao ustawił pięciu nominalnych pomocników, do których dołączyli jeszcze Pau Victor i Pau Prim. Barcelona Guardioli grała w formacji 1-3-7-0 w sezonie 2011/12 przeciwko Santosowi. Wystawienie wielu pomocników kontrolujących grę to sposób na rywalizację i wygrywanie, który podoba się większości kibiców Barcelony – opisał w marcu Jaume Marcet ze Sportu.
Real Madryt vs FC Barcelona podczas słynnego El Clásico – oglądaj TUTAJ w Pilocie WP!
Zgubny romantyzm
Wszystko wskazuje na to, że Marquez faktycznie podąży drogą Pepa Guardioli i przejdzie z rezerw Barcelony do pierwszego zespołu. Pytanie brzmi, jakie są szanse na to, że Meksykanin w jakimkolwiek stopniu nawiąże do pracy jednego z najlepszych trenerów w historii? Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że “Blaugrana” zamknęła się w okowach przeszłości, usiłując powtórzyć metodę, która sprawdziła się w jednym przypadku na… tysiąc, może milion. A może drugiego Pepa nigdy nie będzie, ponieważ mówimy o tak wyjątkowym szkoleniowcu.
[–> [–>
Z boku wygląda to tak, jakby głównym kryterium rozważanym przez włodarzy był status legendy Barcelony. Przy czym przeszłość pokazuje, że kierowanie się tym czynnikiem raczej prowadzi do burzenia pomników niż kontynuowania pięknej historii. Xavi opuścił Camp Nou na szczycie, w swoim ostatnim meczu wygrał Ligę Mistrzów, pieczętując tryplet. Zwieńczył karierę w hollywoodzkim stylu. Ale tamten idealny wizerunek może zatrzeć się w pamięci. Za kilka lat raczej powspominamy szkoleniowca, który dwa razy zleciał do Ligi Europy, a w ostatnim meczu w Champions League przegrał 1:4 i wyleciał z boiska. Tej rysy już się nie zakryje.
Przebieg kadencji Hernandeza sprawia, że zastąpienie go Marquezem to gigantyczne ryzyko. W tym momencie nadarzyła się bowiem idealna okazja, aby w końcu do klubu wszedł ktoś nowy, osoba kompletnie spoza środowiska, ze świeżym spojrzeniem na współczesny futbol. W 2021 roku wybór klubowej legendy bronił się, ponieważ “Blaugrana” była na skraju przepaści. Jej skład wyglądał dramatycznie, kibice musieli pokładać wiarę w wynalazki pokroju Yusufa Demira, ponieważ nie istniał żaden punkt zaczepienia. Wtedy powrót ikonicznej postaci faktycznie miał sens, Xavi rozpalił przygaszoną iskrę i nawet poprowadził zespół do dwóch triumfów na krajowym podwórku. Później nie dał rady rozwinąć tego projektu, co doprowadziło do katastrofalnego przebiegu bieżących rozgrywek. Teraz “Barca” jest jednak w zupełnie innym momencie niż przed niespełna trzema laty. W zespole znajduje się potencjał osobowy, kilka niezwykle utalentowanych perełek i paru doświadczonych weteranów. Kwestia tego, kto zdoła poukładać puzzle w spójną całość.
Chude lata
Oczywiście, że w tej chwili nie wiemy, jak Marquez poradzi sobie, jeśli w lipcu faktycznie przejmie pierwszy zespół. Barcelona zupełnie niepotrzebnie dokonuje jednak bardzo ryzykownego ruchu, znajdując się w delikatnym momencie swojej historii. Ostatnie miesiące czy nawet dni pokazały, że “Blaugrana” nawet nie jest blisko dorównania poziomem Realowi Madryt, czyli odwiecznemu konkurentowi. “Królewscy” pędzą po kolejne trofea, a latem pewnie jeszcze pozamiatają na rynku, sprowadzając Endricka, Kyliana Mbappe, być może też Alphonso Daviesa i Leny’ego Yoro. Umówmy się, tej siły pewnie nie będzie dało się powstrzymać. A już na pewno nie z debetem na koncie i zdestabilizowanym budżetem płacowym.
[–>
Jedyna nadzieja Katalończyków na próbę zmniejszenia dystansu do Realu wiązała się ze znalezieniem odpowiedniego szkoleniowca. I w pewnym momencie rynek naprawdę oferował kilka ciekawych opcji. Julian Nagelsmann w wieku 36 lat dysponuje okazałym doświadczeniem na topowym poziomie. Drużyny Roberto De Zerbiego nie osiągają najlepszych wyników, aczkolwiek ich gra sprawia wizualną przyjemność. Hansi Flick zawiódł jako selekcjoner, ale z Bayernem notował historyczne sukcesy. Nikt jednak nie pasował Barcelonie. Laporta i spółka uznali, że żaden potencjalny kandydat nie góruje nad Marquezem, którego doświadczenia ogranicza się do dwóch solidnych sezonów w trzeciej lidze hiszpańskiej.
[–>
– Laporta jest zachwycony pracą Rafy Marqueza. Jasno dał do zrozumienia, że jeśli w pewnym momencie Xavi zdecyduje się pójść inną drogą, wówczas wybrańcem będzie Meksykanin. Nie ma co do tego wątpliwości – informowała jeszcze w grudniu Helena Condis ze stacji Cope. Przypomnijmy, że miało to zatem miejsce przed ogłoszeniem decyzji Xaviego o odejściu.
– Marquez jako trener pierwszej drużyny? Nie wykluczamy tej opcji. On dobrze wykonuje swoją pracę, dobrze zna zawodników, którzy są w fazie przejściowej. To jego duża zaleta. Przygotowaliśmy awaryjne rozwiązanie dotyczące trenera rezerw – rzucił w lutym Laporta na antenie RAC 1. – Rafael Marquez rozwija się jako trener. Ważne jest, aby klub miał profesjonalistów na wysokim poziomie zarówno w pierwszej drużynie, jak i w ekipie młodzieżowej – wtórował Deco.
[–>
Obserwując katalońskie media, można dojść do wniosku, że casting na trenera był iluzją, ułudą, pożywką dla kibiców. Tu zorganizowano spotkanie z agentem Flicka, tam pojawiły się pogłoski o zainteresowaniu Tuchelem, ale tak naprawdę wszystko ustalono już dawno temu. Marquez ma zastąpić Xaviego i koniec. Laporta ewidentnie wierzy w to, że dwuletnie doświadczenie w rezerwach wystarczy, aby przygotować się do pracy pod nieporównywalnie większą presją oczekiwań. Naturalnie, za Meksykaninem przemawia fakt poznania zawodników, którzy mają papiery na ugruntowanie pozycji w pierwszej drużynie. Yamal czy Cubarsi już są filarami, w przyszłym sezonie pewnie swoje szanse otrzymają Casado i Faye. Może to właśnie znajomość i obycie z młodą falą było decydującym czynnikiem, który przeważył na korzyść kandydatury 45-latka. Pieniędzy na huczne wzmocnienia nie ma, więc to w nogach nowego pokolenia wychowanków leży przyszłość drużyny.
[–>
Z perspektywy kibica Barcelony należy czuć rozczarowanie. Nie dało się znaleźć lepszego momentu na oddzielenie historii grubą kreską i zapisanie nowej karty. Brak możliwości przeprowadzenia rewolucji transferowej sprawiał, że to właśnie wybór szkoleniowca był okazją na dokonanie największego wzmocnienia. Zamiast fachowca z doświadczeniem, postawiono na kolejną legendę, której trenerskie CV nie rzuca na kolana. Był Xavi, będzie Marquez, potem może Andres Iniesta. Ale kiedy przyjdzie czas na topowego menedżera, a nie próbę znalezienia nowego Guardioli? “Barca” stała się zakładnikiem zamierzchłych sukcesów, które odchodzą w niepamięć z każdym kolejnym sezonem.
“Bacon scholar. Incurable social media ninja. Professional travel aficionado. Beer buff.”